Tułaczka dobiegła końca. Manolas wraca do Grecji

Artykuł gru 29, 2021

Przygoda Manolasa we Włoszech zakończy się oficjalnie w nowym roku. To wtedy, po siedmiu i pół latach Grek wróci tam, skąd wypływał na wielkie wody europejskich klubów. Sabatini go dostrzegł i postanowił wydać na niego całkiem przyjemną kwotę 15mln euro. Jak się później okazało, obrońca spłacił to z dużą nawiązką i lekkim niesmakiem.

Oficjalne ogłoszenie transferu Manolasa odbyło się 26 sierpnia 2014 roku. Grek, który w swojej ojczyźnie wygrał dwukrotnie ligę i zaliczył niezły występ na mundialu, przyleciał do stolicy Włoch, żeby wskoczyć poziom wyżej. Swoją przygodę w Rzymie, mieście gdzie kibice są naprawdę wymagający, zaczął w mistrzowski sposób, od słów: "Miałem wiele ofert od wielkich klubów, w tym Juventusu. Ale to była moja decyzja trafić tutaj, chciałem tego klubu [Romy]". Dodając też, że jest w pełni gotowy aby wystąpić w meczu otwarcia z Fiorentiną.

Garcia zaufał Manolasowi, który wskoczył do pierwszego składu, za sprzedanego do Bayernu Benatie. Z Grekiem w defensywie, Roma wygrała wszystkie sześć spotkań, tracąc przy tym tylko dwa gole, pierwszy z CSKA w Lidze Mistrzów i drugi z Parmą w lidze. Mecze te jednak, były z gatunku tych łatwiejszych, przyjemniejszych. Pierwsze poważne sprawdziany czekały na Manolasa i spółkę 30 września i 5 listopada, najpierw wyjazd do Manchesteru na starcie z City, a potem do Turynu, by zmierzyć się z Juve.

Z Anglii udało się wywieźć cenny punkt, po prawdziwym meczu walki i pięknej bramce Tottiego. Później nadszedł mecz z Juventusem. Podczas tego spotkania, jak to jest w zwyczaju włoskiej piłki, sędziowie podejmowali decyzje mocno kontrowersyjne. Napięcie było więc w tym spotkaniu ogromne. Pod koniec meczu Morata wjechał ostrym wślizgiem w Manolasa, a Grek wyskoczył do niego i zaczął go odpychać. Sędzia dał obu zawodnikom czerwone kartki, a gracz Romy pauzował przez dwa kolejne spotkania.

Kolejnym spotkaniem dla obrońcy giallorossich było starcie z Bayernem... Nie ma co komentować, zespół z Niemiec był wtedy klasę wyżej i pójście cios za cios skończyło się 7-1. Mimo tego blamażu, zespół dobrze sobie radził w lidze, wygrywając cztery z pięciu następnych meczów. Czego nie można powiedzieć o LM, gdzie zespół skończył na trzecim miejscu. Po tym dobrym okresie Manolasa w Rzymie nastąpił spadek formy jego i całego zespołu, który remisował mecz za meczem. W pamięci Greka na pewno zostanie starcie z Empoli, kiedy wyleciał z boiska jeszcze w pierwszej połowie, prokurując rzut karny.

Reszta sezonu była chwiejna dla zespołu. Dobre mecze przeplatano słabszymi, z pucharów zarówno krajowego jak i europejskiego Romę wyrzuciła Fiorentina, a w lidze zespół skończył na drugim miejscu, w tyle za Juve i z punktem przewagi nad odwiecznym rywalem Lazio. Pierwszy sezon we włoskiej piłce Manolas zaliczył do udanych, ale było jeszcze sporo do poprawy.

W drugim roku na Półwyspie Apenińskim udało się Grekowi zrewanżować i na początku sezonu to Roma wygrała z Juventusem. Do tego w starciu z Carpi Manolas strzelił swojego pierwszego gola w barwach Romy. I choć Roma miała problemy z zachowaniem czystego konta, to gra zespołu w ofensywie dawała giallorossim zwycięstwa. Wszystko wyglądało w porządku, aż ponownie, byliśmy świadkami wysokiej przegranej w LM, tym razem 6-1 z Barceloną i serii remisów w okresie grudnia i stycznia. W międzyczasie zespół odpadł z drugoligową Spezią z Pucharu Włoch i mimo wyjścia z grupy w europejskich pucharach, Rudi Garcia opuścił Rzym, a w jego miejsce przyszedł Spalletti. To pod jego wodzą zespół przegrał tylko raz w lidze, w starciu z Juve, w drugim spotkaniu po przejęciu przez Włocha zespołu. Od tamtej pory, aż do końca sezonu, Roma w lidze była niepokonana. Siedemnaście meczów, czternaście zwycięstw i tylko trzy remisy. Co prawda z Realem zespół odpadł, ale ta seria pozwoliła na zajęcie trzeciego miejsca w lidze za Juve i Napoli. Manolas był kluczową postacią bloku defensywnego Romy. Do tego miał swój udział w legendarnym już meczu Romy z Torino, wygranym 3-2 po dwóch golach Tottiego. Miał on wtedy gola i asystę, ale umówmy się, o wyczynie Greka nikt nie pamięta.

W trzecim już sezonie Kostasa we Włoszech, Roma pierwszy raz nie zagrała w grupie w LM. Zespół odpadł w fatalnym stylu z Porto i spadł do Ligi Europy, w której w 1/8 odpadli z Lyonem. Piszę o tym już teraz, bo były to rozgrywki bez historii. Zatem skupmy się na lidze, tam zespół radził sobie nieźle, choć były "epizody", jak to Spalletti miał w zwyczaju mówić. Zespół wygrywał z Interem, Milanem, Napoli czy Lazio, żeby przegrać z Fiorentiną i Torino czy zremisować z Empoli i Cagliari. Do tego w zespole była ciągła walka między Spallem i Tottim, która dzieliła kibiców i szatnię. Mimo tego zamieszania zespół sobie naprawdę radził i utrzymywał druga pozycję w lidze, która uprawniała do gry w LM. Mocny "gong" przyszedł w Pucharze Włoch, gdzie w półfinale giallorossi ulegli Lazio, przegrywając w dwumeczu 3:4. Manolas już bramek nie strzelał, ale przyczynił się do tego, że Roma była drugim zespołem z najmniejszą liczbą straconych goli, która wynosiła 38, średnio jedna bramka stracona na spotkanie, przy tym aż 90 strzelonych.

W nowy sezon w stolicy Włoch doszło do zmian, odszedł kapitan, ikona zespołu Francesco Totti i trener Luciano Spalletti. W miejsce szkoleniowca przyszedł młody trener, który wprowadził do najwyższej klasy rozgrywkowej i europejskich pucharów Sassuolo. Eusebio Di Francesco, bo o nim mowa, miał mocne wejście ligowe i pucharowe. W trzynastu kolejkach Serie A prowadzeni przez niego giallorossi wygrali jedenaście razy i przegrali tylko dwa spotkania. Manolas oczywiście był kluczowym graczem, choć opuścił trzy spotkania przez kontuzje. W Lidze Mistrzów w ciężkiej grupie z Chelsea i Atletico udało się na otwarcie zremisować 0:0, choć tam to głównie Alisson pokazał klasę, zwycięstwo z Qarabagem po golu Greka, 3:3 i 3:0 z Chelsea, wpadka z Atletico i wygrana z zespołem z Kazachstanu, która dała Romie pierwsze miejsce w grupie. Prawdziwy spadek formy przyszedł pod koniec grudnia i w styczniu. Roma w sześciu spotkaniach nie potrafiła zachować czystego konta, ani wygrać meczu. Rzadko kiedy jednak, tracone bramki mogły być przypisywane Manolasowi. Giallorossi mieli w tamtym czasie znaczące braki w obronie, których nie sposób było załatać jednym świetnym piłkarzem. W lutym jednak, w Rzymie wyszło słońce i świeciło ono jasno już do końca sezonu, z krótką przerwą na burzliwy kwiecień. W tym czasie, podopieczni Di Francesco zdobyli 36 punktów na 48 możliwych, a trzy mecze z rzędu bez wygranej były w okresie problemów zdrowotnych Manolasa, który nie grywał wtedy pełnych 90 minut, tak ważną postacią dla formacji obronnej był Grek.

Ważny był też w Lidze Mistrzów. Po wyjściu z grupy z pierwszego miejsca ekipa ze stolicy Włoch trafiła na ukraiński Szachtar. W pierwszym wyjazdowym meczu Roma o dziwo przegrała 2-1, ale gol na wyjeździe pozwolił na awans przy domowym zwycięstwie 1-0. W ćwierćfinale przyszło giallorossim mierzyć się z Barceloną. Pierwszy mecz potoczył się źle, bardzo źle. 4-1 w Hiszpanii wyglądało katastrofalnie i ten gol na wyjeździe miał niczego nie zmieniać. A jednak, na Olimpico Roma wyglądała o wiele lepiej i zaczęła odrabiać straty, prowadziła już 2:0 i do awansu potrzebowali jeszcze jednej bramki. To wtedy, w 82 minucie Cengiz Under dośrodkował piłkę na głowę Manolasa, który wpakował piłkę do bramki, dając Romie zwycięstwo i awans. Historia Romy w Lidze Mistrzów skończyła się na półfinale i mocno kontrowersyjnym dwumecz z Liverpoolem.

W kolejnym, i jak się później okazało, ostatnim sezonie Manolasa w Romie do stolicy Włoch zawitał Monchi. Myślę, że wszyscy wiemy co zrobił Monchi, wyprzedał ważnych zawodników, nakupował piłkarzy, którzy się nie sprawdzili i sytuacja Romy się pogorszyła. Di Francesco nie otrzymał wzmocnień o które prosił i gra zespołu w niczym nie przypominała tej, którą można było oglądać rok wcześniej. Giallorossi tracili więcej goli, byli bardziej chaotyczni, mniej skuteczni a sam Manolas grał słabiej i opuszczał więcej meczów z powodu kontuzji. W samej Serie A opuścił aż jedenaście spotkań, ale brał udział w katastrofalnym 7-1 z Fiorentiną. Co prawda zmiana trenera na Ranierego pozwoliła Romie odetchnąć, ale pod jego wodzą Kostas wystąpił w zaledwie sześciu meczach.

Po tym słabym sezonie Grek odszedł do Napoli. Podobnie jak w przypadku jego pierwszego transferu we Włoszech, nie omieszkał gryźć się w język, mówiąc: "Wybrałem Napoli, bo chcę wygrywać". Prztyczek w kierunku Romy? Myślę że tak. Grek kosztował De Laurentisa 17mln euro i Diaware, co dawało łącznie około 36mln za transfer. Kwota duża, ale adekwatna do tego, co prezentował w barwach giallorossich, do tego miał być idealnym partnerem do prezentującego wtedy fantastyczny poziom Koulibalego. Los tak chciał, że debiut w Napoli Kostas miał z Fiorentiną, dokładnie tak, jak wtedy gdy po raz pierwszy wychodził na boisko w barwach Romy. Pierwszy mecz wygrany 4-3 wykazał dużo słabości nowej defensywy podopiecznych Ancelottiego, ale nie można było mieć pretensji do Manolasa, indywidualnie nie wyglądał źle, ekipa z Neapolu wyglądała źle jako kolektyw, co bardzo dobrze wykorzystał Juventus w drugiej kolejce wygrywając 4-3, tam, gola na udany comeback strzelał właśnie Grek, ale samobój w końcówce rozwiał marzenia neapolitańczyków. Później zaczęły się problemy, Kostas zaczął opuszczać spotkania z powodu kontuzji żeber, a jego koledzy z zespołu nie potrafili wygrać meczu. Powrót Greka też na niewiele się zdał, Napoli z nim w składzie zdobyło 4 punkty w siedmiu spotkaniach, tylko raz wygrywając. Manolas na własnej skórze odczuł jak miasto i właściciel klubu z Neapolu żyją piłką, gdy razem z innymi został na karnym zgrupowaniu. Gdzieś między tymi porażkami do klubu przyszedł Gattuso, który po słabym początku zdołał ułożyć zespół, ale były zawodnik Romy nie przypominał siebie sprzed transferu. Nie dość, że jego aklimatyzacja nie przebiegała idealnie, to opuszczał kolejne mecze, w tym finał Pucharu Włoch, który ostatecznie wygrało Napoli. Słowa o wygrywaniu się sprawdziły, choć na pewno Grek wyobrażał sobie ten sezon inaczej.

Nowy sezon wydawał się zapowiadać lepsze czasy. Napoli od początku narzuciło mocne tempo i wygrało dziewięć z jedenastu spotkań na start ligi. Później jednak stracili polot i zaczęli gubić punkty. Manolas grał prawie w każdym meczu po 90 minut, czasami schodząc wcześniej, lub wchodząc z ławki. Jednak w połowie sezonu znowu dopadła go kontuzja, przez co opuścił kilka ważnych meczów, jak choćby przegrane rewanżowe półfinałowe starcie z Atalantą. W lidze jednak pewnie dążyli do miejsca dającego grę w LM, Manolas wrócił do zespołu i opuścił jedynie mecz z Juve i ten z Torino za kartki. Niestety dla Kostasa, był on w składzie w pamiętnym meczu z Hellasem w ostatniej kolejce. Napoli z trójki oni, Milan i Juventus miało najkorzystniejszą sytuację punktową, a mimo to zremisowali i skończyli sezon na piątym miejscu.

W tym sezonie Spalletti, z którym Grek się dobrze znał, początkowo stawiał na Manolasa. Wystąpił on w trzech meczach, ale potem posadził go na ławce. Później zaczęły się jakieś drobne urazy, co spowodowało, że swoje występy w Serie A Kostas zakończył we wrześniu. Zagrał co prawda w Lidze Europy, ale jego dni w tym zespole zostały policzone. De Laurentis sprzedał go za 2,5mln euro do Olympiakosu.

Michał Ratuszniak

Kibic Romy od dziecięcych lat. Pasją do włoskiej piłki zaraził mnie Tata, teraz ja zarażę was.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.