Jeśli trener ma wizję i jasno sprecyzowany kierunek, to dajmy mu spokojnie pracować. Z takiego założenia wyszli szefowie Lazio, którzy zamierzają przedłużyć kontrakt z Maurizio Sarrim. Claudio Lotito wierzy w projekt człowieka, który z Napoli dwukrotnie stawał na drugim stopniu ligowego podium, a z Juventusem zdobył ostatnie, kończące zwycięski cykl dziewięciu mistrzostw z rzędu, scudetto. Czego w takim razie będzie w stanie dokonać w Rzymie?
Początki bywają niepozorne. Ten przypadek tylko to potwierdza. 0:3 z Bologną, 1:4 z Hellasem, 0:2 z Juventusem, 0:4 z Napoli. Tak wygląda bilans czterech ostatnich ligowych porażek Lazio. O ile w starciach z Napoli i Juventusem (nawet w takiej formie, w jakiej się znajduje) takie wyniki nie są potwornym wstydem, o tyle drużynie z takimi aspiracjami zwyczajnie nie przystoi tak wysoko ulegać Hellasowi czy Bolognii.
Jak jest? Bez zmian
„Orły” mają problem ze złapaniem ciągłości i regularności. Co chwila bardzo dobry występ w ich wykonaniu, zwieńczony trzema punktami, przeplata jakiś niepotrzebny remis albo przegrana. Tylko raz w bieżących rozgrywkach ligowych udało im się wygrać przynajmniej dwa mecze z rzędu. Miało to miejsce w pierwszych dwóch kolejkach, kiedy to najpierw pokonali Empoli, a później Spezię.
Zestawiając poczynania Lazio z tego sezonu do tych z ubiegłych rozgrywek, nie ma większej różnicy. Ba, zasadniczo nie ma nawet żadnej różnicy, bo po 16 seriach gier kampanii 2020/21 podopieczni Simone Inzaghiego okupowali 8. pozycję, czyli tak samo jak obecnie ekipa Sarriego. Co więcej, zgadza się nawet suma punktów - 25 przed rokiem i 25 obecnie. Dużych rozbieżności nie ma również w bilansie bramkowym. 25:25 w sezonie 2020/21 vs 32:30 w sezonie 2021/22. Na pytanie o to, gdzie jest Lazio w tej kampanii, można by zatem nieco ironicznie odpowiedzieć, że w tym samym miejscu, co rok temu.
Jeśli wygrywać, to z najsilniejszymi
Derby Rzymu i pojedynek z Interem - tymi spotkaniami tego sezonu podopieczni Sarriego najmocniej przypomnieli o sobie sympatykom calcio. W Derby della Capitale Lazio szybko objęło dwubramkowe prowadzenie. W pewnym momencie jednak pozwoliło Romie na zbyt wiele, co w konsekwencji doprowadziło do stopnienia przewagi do zaledwie jednego trafienia i bardzo nerwowej końcówki. Ostatecznie po starciu z odwiecznym rywalem można było odtrąbić wielki sukces i dopisać trzy punkty.
Zwycięstwo z Interem było o tyle wyjątkowe, że w pierwszej połowie tamtej potyczki to mistrzowie Włoch byli stroną wyraźnie dominującą i gdyby tylko mieli lepiej skalibrowane celowniki, a Pepe Reina byłby tego dnia o wiele gorzej dysponowany, to pewnie prowadziliby do przerwy jeszcze wyżej. „Biancocelesti” jednak wzorowo zareagowali w drugiej odsłonie, strzelając trzy gole (w tym jednego w słynnej sytuacji z leżącym na murawie Federico Dimarco) i pozostawiając mediolańczyków z pustymi rękami.
W obu tych meczach rzymianie pokazali ambicję, fantazję i polot, a także udowodnili, że w tym zespole drzemie naprawdę ogromny potencjał na stworzenie z niego ofensywnej maszyny. Sarri w każdym klubie, w którym pracował, uparcie dążył do umodelowania swojej drużyny właśnie w taki sposób i wprowadzenia jej możliwie najszybciej na jak najwyższe obroty. Dowód? W kampaniach 2015/16 i 2016/17 jego Napoli strzeliło odpowiednio 80 i 94 gole w Serie A. W Rzymie ma być tak samo.
Niby Włochy, a w defensywie szwajcarski ser
Ale największym problemem Lazio w trwających rozgrywkach jest niewątpliwie gra obronna. 30 goli straconych w 16 ligowych meczach. To nie jest wynik, którym powinna legitymować się drużyna z ambicjami gry w europejskich pucharach i stanowienia o sile Serie A. Tylko pięć ekip dało sobie strzelić tyle samo lub więcej goli i wszystkie pięć plasuje się za plecami rzymian w ligowej tabeli. Są to Sampdoria (15. miejsce; 33 stracone gole), Spezia (17. miejsce; 36 straconych goli), Cagliari (18. miejsce; 30 straconych goli), Genoa (19. miejsce; 34 stracone gole) i Salernitana (20. miejsce; 37 straconych goli).
Ten co najmniej nieprzyzwoity wynik potwierdza historia. „Biancocelesti” stracili bowiem 30 lub więcej bramek w pierwszych 16 kolejkach kampanii ligowej po raz pierwszy od sezonu 1958/59, kiedy to koniec końców zajęli 11. miejsce. - Czegoś nam brakuje, przede wszystkim jakiejś organizacji, bo jesteśmy nieco chaotyczni i ostatnio zapłaciliśmy za to wysoko cenę - skomentował Sarri na antenie DAZN przed niedzielnym meczem z Sampdorią.
62-letni menedżer nawiązywał oczywiście do bodaj najbardziej szalonego spotkania tego sezonu, w którym to Lazio w miniony czwartek zremisowało z Udinese 4:4. Do przerwy było 1:3 w plecy. W drugiej połowie gracze ze Stadio Olimpico dokonali wielkiej rimonty i wyszli na prowadzenie, nawet mimo czerwonej kartki dla Patrica, który dla kibiców „Aquile” stał się synonimem karykatury solidnego stopera. Zwycięstwo wyślizgnęło się z rąk po krótkim rozegraniu rzutu wolnego i uderzeniu sprzed pola karnego Tolgaya Arslana. W 99. minucie, ostatniej z doliczonego przez arbitra Marco Piccininiego czasu gry. W ten oto sposób w dwóch potyczkach ligowych z rzędu piłkarze Lazio z perspektywy boiska ośmiokrotnie przyglądali się jak piłka wpada do ich bramki.
- Ta drużyna po prostu czasami całkowicie się wyłącza, a potem znika koncentracja - grzmiał po klęsce z Napoli Sarri. I to nie są tylko pusta słowa rozwścieczonego po wysokiej porażce trenera, ale fakty. Momenty dekoncentracji i zbyt dużego rozluźnienia zdarzały się jego piłkarzom w ostatnich miesiącach zdecydowanie zbyt często. W meczu z Udinese znów dało to o sobie znać.
Z jednej strony Ciro, z drugiej Muriqi
W ofensywie sprawy mają się lepiej. Lazio strzeliło 32 gole w 16 ligowych kolejkach, co klarownie daje średnią dwóch goli na mecz. Prym wiedzie tutaj rzecz jasna Ciro Immobile, który w 14 występach w Serie A ma na swoim koncie 13 trafień, a przed miesiącem dokonał rzeczy historycznej - wyprzedził legendarnego Silvio Piolę i stał się najlepszym strzelcem w historii „Biancocelestich”. Sęk w tym, że w kadrze rzymian brakuje jakościowego zmiennika dla 31-letniego snajpera.
Trudno nazwać tak przecież zupełnie bezużytecznego Vedata Muriqiego, który przed rokiem został sprowadzony z Fenerbahçe za niemal 20 milionów euro. Teraz rzymianie chcą się Kosowianina jak najszybciej pozbyć i liczą, że uda im się to zrobić już w zimowym mercato. Sarri chciałby dysponować zawodnikiem będącym w stanie odciążyć Immobile i zagwarantować drużynie kilka bramek.
Dużym uznaniem zarówno pionu dyrektorskiego, jak i sportowego cieszy się Erik Botheim, piłkarz FK Bodø/Glimt, który już w tym sezonie mocno dał się we znaki największemu rywalowi Lazio - Romie, kiedy to w wygranym 6:1 pojedynku w Lidze Konferencji Europy strzelił 2 gole i zanotował 3 asysty. 21-latek nie byłby kosztowną opcją. Transfermarkt wycenia go raptem na 600 tysięcy euro.
Sarri 2025
Mimo tych zauważalnych gołym okiem niedociągnięć w rzymskiej konstrukcji Maurizio Sarriego, Lazio postanowiło prolongować jego umowę. Jak poinformowało „Corriere dello Sport”, Sarri już porozumiał się z klubem w sprawie przedłużenia kontraktu do 2025 roku. Jako o pierwszy o chęci kontynuacji współpracy poinformował dziennikarz calciomercato.com, Daniele Longo. Nie do końca wiadomo jednak, czy nowe porozumienie będzie sztywno obowiązywało do 2025, czy też do 2024 z możliwością kolejnego odnowienia o 12 miesięcy.
Pewnym jest natomiast, że negocjacje się toczą, o czym otwarcie powiedział sam zainteresowany przed starciem ostatniej kolejki fazy grupowej Ligi Europy z Galatasaray: - To prawda, rozmawiam z Claudio Lotito na temat przedłużenia kontraktu, ale będą się z tym wiązać pewne warunki. Te warunki, o których wspomniał były trener Chelsea, to oczywiście transfery. Mistrz Włoch z 2020 roku zdaje sobie sprawę, że do pełnego wdrożenia i zaimplementowania swojej myśli potrzebuje wzmocnień na kilku pozycjach. Lotito miał zagwarantować mu sprowadzanie dwóch nowych zawodników już w styczniu. Dla Sarriego - tylko dwóch.
Claudio, Igli? Dzwońcie po posiłki
Oczywiście, narzekanie na aktualną kadrę Lazio byłoby malkontenctwem w czystej postaci. Bo przecież jest Ciro Immobile, Luis Alberto, Sergej Milinković-Savić, Pedro czy Francesco Acerbi. Owszem, ale wyżej wymienionym graczom bardzo często brakuje jakościowego wsparcia. Zwłaszcza w defensywie. Tu życzeniem Sarriego ma być jego były podopieczny z Juventusu - Daniele Rugani. Jeden Rugani nie rozwiąże wszystkich kłopotów rzymian ze skuteczną grą w tyłach, to jasne, ale będzie pierwszym impulsem do działania. Również dla piłkarzy, którzy automatycznie staliby się jego bezpośrednimi konkurentami do gry w podstawowym składzie.
Świeżej krwi potrzebuje środek formacji obronnej, ale też jej lewa strona. Zespół cierpi przez brak możliwości ustawiania na niej naturalnego lewego obrońcy z wiodącą lewą nogą. W tym kontekście mówi się o byłym podopiecznym Sarriego z Chelsea - Marcosie Alonso. Neapolitański szkoleniowiec musiał jakoś zarządzać zaistniałą sytuacją i jak do tej pory radził sobie z nią dzięki nominalnym prawym defensorom, czyli Elseidowi Hysajowi i Adamowi Marušiciowi. - Jestem prawym obrońcą, tam łatwiej mi się gra. Gram tam szybciej. Grałem też jako środkowy obrońca, nie jest to moja rola, ale staram się tam prezentować w najlepszy możliwy sposób - powiedział Hysaj na konferencji prasowej przed starciem z Galatasaray.
Zmiana warty w bramce
Kolejna, a może nawet najważniejsza kwestia wymagająca rozwiązania, to obsada bramki. Ani Pepe Reina, ani Tomas Strakosha nie gwarantują takiego poziomu, jakiego oczekiwałby od swojego podstawowego golkipera Maurizio Sarri. Hiszpan wystąpił w 15 ligowych grach w tym sezonie, puścił 29 goli i zaledwie dwa razy zachował czyste konto. W dodatku ma już 39 lat i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jest już zdecydowanie bliżej niż dalej końca kariery.
Po 4:4 z Udinese, w którym Reina nie pomógł „Orłom” w zdobyciu punktów, Sarri postanowił dać szansę na pokazanie się w Serie A Albańczykowi. Dotąd Strakosha był etatowym wyborem na Ligę Europy. W spotkaniu z Sampdorią zagrał solidne zawody, zanotował 4 interwencje i był pewnym punktem swojej drużyny. Na arenie europejskiej w 6 potyczkach fazy grupowej dał się pokonać tylko 3 razy i aż 4-krotnie kończył z zerem po stronie strat.
Jak wkurzyć Maurycego? Spytajcie Kepy
Fakty są jednak takie, że jeśli Lazio realnie chce walczyć o najwyższe laury, musi sięgnąć po bramkarza z wyższej póki niż Reina i Strakosha. Jeśli wierzyć doniesieniom hiszpańskich i włoskich mediów mediów, a konkretnie „AS-a” i „La Gazzetta dello Sport”, laziali mają na oku Kepę Arrizabalagę. W grę miałoby wchodzić styczniowe wypożyczenie. Sarri dobrze zna Kepę, ponieważ miał okazać współpracować z nim w Chelsea, czego owocem była kuriozalna sytuacja z finału Pucharu Ligi Angielskiej z 2019 roku, w którym „The Blues” mierzyli się z Manchesterem City.
Wówczas, gdy w dogrywce na tablicy wyników widniał wynik 0:0 i zbliżały się rzuty karne, Sarri chciał zmienić Hiszpana i wprowadzić w jego miejsce Willy'ego Caballero. Wychowanek Athletiku nie zgadzał się jednak z decyzją trenera i odmówił zejścia z boiska. Sarri wpadł w szał, a Chelsea ostatecznie poległa. Później, kiedy emocje opadły, włoski menedżer tłumaczył, że chodziło tak naprawdę o drobną kontuzję, którą Kepa miał rozbiegać i stąd też jego chęć dokonania roszady. Jak było naprawdę - to wiedzę pewnie tylko dwaj zainteresowani.
Wracając do Lazio, warto w tym miejscu postawić pytanie, czy bramkarz, który w bieżącej kampanii rozegrał tylko 5 meczów i od dawna poszukuje formy, byłby lekarstwem na rzymskie problemy między słupkami? A właśnie.
Na budowie praca wre
No dobra, transfery transferami, ale jak to jest z tym Sarrim? Czy przedłużenie kontraktu z trenerem, który pracuje w klubie niespełna pół roku i jeszcze nie zdołał zmienić jego tożsamości jest logicznym ruchem? Dobre pytanie. Biorąc pod uwagę renomę i szacunek, jakimi Sarri cieszy się na Półwyspie Apenińskim - na pewno tak. Musimy mieć na uwadze to, czego dokonał z Napoli. Jest człowiekiem, który na stałe przywrócił „Azzurrich” do walki o najwyższe cele. Z Chelsea triumfował w Lidze Europy, a z Juve zdobył mistrzostwo Włoch, a to wbrew pozorom wcale nie było takie łatwe, co pokazują ostatnie dwa sezony.
Jest szkoleniowcem impulsywnym i energetycznym, ale być może właśnie dzięki takiemu podejściu szybko łapie wspólny język ze swoimi zawodnikami i w naturalny sposób staje się dla nich mentorem oraz autorytetem. Ruben Loftus-Cheek, który miał do czynienia z neapolitańczykiem w trakcie jego angielskiego etapu trenerskiej kariery, przyznał, że czuł, że Sarri rozumie go i jako piłkarza, i przede wszystkim jako człowieka. Z kimś takim można zbudować coś wielkiego i w Lazio w to wierzą.
- Postanowiliśmy rozpocząć podróż z Sarrim i musimy być jeszcze bardziej zdecydowani, w trudnych momentach zwłaszcza - stwierdził po porażce z Napoli Igli Tare, dyrektor sportowy Lazio. Druga strona medalu jest taka, że „Biancocelesti” pod wodzą Simone Inzaghiego przez pięć lat grali w formacji 3-5-2. Niezbędne automatyzmy zdążyły się w tym czasie wykształcić i udoskonalić. Sarri preferuje ustawienie 4-3-3 i przestawienie oraz dostosowanie się do nowych wymagań jego zawodnikom trochę zajmie, a efektów nie będzie widać tak szybko, o czym się właśnie przekonujemy. Ale kierownictwu Lazio to nie przeszkadza, jest cierpliwe. - Kontynuujemy współpracę z nim (z Sarrim - przyp. red.) i jesteśmy o tym absolutnie przekonani - deklarował Tare.
- Myślę i mam nadzieję, że jest to miejsce, w którym mogę budować - powiedział Sarri po czwartkowym meczu w LE. Przed 62-latkiem jeszcze daleka droga do osiąnięcia z Lazio sukcesu. Ważne jest jednak to, że ma duże poparcie i zaufanie ze strony swoich przełożonych. Claudio Lotito, mimo wielu swoich absurdalnych posunięć, pragnie nawiązać do czasów, w których „Biancocelesti” z powodzeniem bili się o scudetto i walczyli jak równy z równym z topowymi klubami w europejskich pucharach. I Lotito wie, że Sarri jest człowiekiem, który może mu pomóc to marzenie spełnić. Bo jak nie on, to kto?
__________
Przeczytaj też: